Przejdź do głównej zawartości

"Rycerze Krystalii" Brandon Sanderson


Cześć wszystkim! :)

Jak cudownie mieć czas, żeby trochę poczytać i coś napisać nie stresując się, że nie zdążę się przez to nauczyć. Kilka dni temu miałam ostatnie kolokwium w tym roku, więc w najbliższym czasie mogę się poobijać :D Jedną z pierwszych książek, które niedawno skończyłam był dalszy ciąg przygód Alcatraza. Nie sądziłam, że aż tak się za nim stęskniłam! :D

Tytuł: Rycerze Krystalii
Tytuł oryginalny: Alcatraz vs. the Evil Librarians. Book three: The Knights of Crystallia
Seria: Alcatraz kontra Bibliotekarze
Autor: Brandon Sanderson
Ilustracje: Hayley Lazo
Wydawnictwo: IUVI
Data wydania: 25 października 2017
Ilość stron: 312







Zacznijmy od małej informacji. Jeśli nie czytaliście poprzednich części, nie ważcie się czytać tej. Nie tylko ja będę na Was zła, ale Alcatraz będzie zły, że musi przypominać pewne rzeczy i nie zapomni Wam tego wypominać przez sporą część książki.

Skoro to już sobie wyjaśniliśmy, przejdźmy dalej. 

Kiedy ostatnio widzieliśmy się z Alcatrazem, właśnie uwolnił swojego ojca z rąk Kustoszy. Teraz spotykamy się z nim i jego dziadkiem na pokładzie, tak naprawdę to na brzuchu, wielkiego latającego, mechanicznego ptaka - Orłowichra. Nie trwa to jednak długo, bo po kilku stronach ich środek lokomocji wybucha. W taki sposób trafiamy wreszcie do Wolnych Królestw. Jednak okazuje się, że kłopotom nie ma końca. Bohaterowie nie mają czasu na odpoczynek, muszą czym prędzej zacząć działać, jeśli nie chcą, żeby został podpisany bardzo podejrzany traktat. Coś tu jest nie tak. Alcatraz i spółka nie mogą dopuścić, aby został podpisany. Próbując temu zapobiec wpadają w jeszcze większe tarapaty. 

Tym razem Alcatraz od samego początku mówi nam, że jest niesamowity. W poprzednich częściach próbował zniechęcić czytelnika do siebie mówiąc, że jest złym człowiekiem i kłamcą. Stwierdził jednak, że przynosi to odwrotny skutek do zamierzonego, więc postanowił stać się samolubną wersją siebie, licząc, że tym razem go znienawidzimy. Jak można się domyślić, powieść jest przez to tylko zabawniejsza. Moja sympatia do głównego bohatera ani trochę nie zmalała, może nawet trochę wzrosła. 

W poprzedniej części zdążyliśmy zaledwie oswoić się z myślą, że Alcatraz odzyskał ojca. Liczyłam, że tutaj dojdzie do wielkiego pojednania albo chociaż zaczną rozmawiać. Jednak się zawiodłam... Attica okazał się nie być osobą, której oczekiwał jego syn. Wszystkie opowieści o czarującym mężczyźnie jak najbardziej się sprawdziły, ale wyobrażenia i marzenia Alcatraza legły w gruzach.

Wreszcie mamy okazję zobaczyć z bliska jak wygląda życie w Wolnych Królestwach. Do tej pory znaliśmy tylko urywki informacji przekazane Alcatrazowi przez jego rodzinę albo Bastylię. Sposób myślenia tamtejszych mieszkańców jest zadziwiający. Z poprzednich książek wiemy, że uznali wiele z naszych obecnych wynalazków za zacofane i postanowili, na przykład, porzucić broń palną na rzecz mieczy. Tak samo, uznali, że samochody są do niczego i zastąpili je końmi, które nie dość, że służą za środek transportu to jeszcze jest pewien pożyteczny skutek uboczny użytkowania.

Okazuje się, że Alcatraz jest tam całkiem znaną osobistością. Przypomina to bardzo Harry'ego Pottera, który po raz pierwszy udaje się na zakupy z Hagridem i zostaje rozpoznany. Na dodatek, w Wolnych Królestwach powstała seria książek o przygodach naszego głównego bohatera. W pewnym momencie nawet on ma problem z rozróżnieniem co naprawdę mu się przydarzyło, a co jest wymysłem autora. Chłopcu trochę uderza do głowy sława. Zaczyna imprezować z kompletnie nieznanymi sobie ludźmi, wierząc, że szczerze go lubią. Przecież jest niesamowity. 

Muszę przyznać, że Al jednak naprawdę jest niesamowity. Tym razem to moje słowa, nie jego. Zdarza się taki moment, kiedy bohaterowie znajdują się w wielkim niebezpieczeństwie, sytuacji, mogłoby się wydawać, bez wyjścia. Chłopak bardzo mnie zaskoczył swoim szybkim, nieszablonowym myśleniem i zdolnością do wykorzystania każdej, najmniejszej nawet możliwości przechylenia szali na swoją stronę. Byłam z niego niezmiernie dumna. 

Bastylia musi w końcu ponieść konsekwencje utraty miecza. Nie da się ukryć, że to dla niej trudna sytuacja. W poprzedniej części Alcatraz stwierdził, że ktoś wysłał ją na tak trudną misję celowo, żeby tylko pozbyć się jej z Krystalii. Główne podejrzenia padają na matkę dziewczyny. Czy słusznie, musicie przekonać się sami. Dowiadujemy się też pewnych zaskakujących rzeczy o rodzinie Bastylii. Nie spodziewałam się, że jej wątek tak się potoczy. 

Oczywiście, styl pisania i poczucie humoru Alcatraza... oj, przepraszam, Sandersona nie zawodzi. Średnio przy co drugiej stronie się śmiałam, a przez prawie całą książkę uśmiech nie schodził mi z ust. Sam autor pisze, że książka ma być tylko autobiografią i nie ma na celu niczego nauczyć czytelnika, ale jednak próbuje przemycić pewną lekcję. Ja odebrałam ją w ten sposób: skup się na najbliższych, nie zaniedbuj ich tylko dlatego, że pojawił się ktoś nowy.

Podsumowując: jeśli przeczytaliście poprzednie części to macie moje pozwolenie, żeby zabrać się za tę powieść. Również jeśli przeczytaliście poprzednie części, nie muszę Was chyba szczególnie zachęcać :D Znajdziecie tutaj tak samo dużo humoru, zgryźliwe odzywki, świetną akcję i barwnych bohaterów, jak w poprzednich częściach przygód Alcatraza i spółki! 

Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi sztukater.pl :)



Komentarze