Przejdź do głównej zawartości

"Making faces" Amy Harmon

Wiszą nade mną nienapisane recenzje, a ja sobie śpię w najlepsze... Postaram się je jednak nadrobić! Zapewne w trochę innej kolejności niż chronologiczna, ale to bez różnicy ;)
Zacznę od poniższej książki. Zaczęłam ją czytać jeszcze w zeszłym roku, bo ostatniego dnia grudnia, a skończyłam wczorajszej nocy. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyła. Przez zaczęciem jej, nie odświeżyłam sobie opisu, bo byłam pewna, że to kolejna powiastka New Adult i przeczytam ją sobie tak dla odprężenia. Troszeczkę się pomyliłam. 


Tytuł: Making Faces
Tytuł oryginalny: Making Faces

Autor: Amy Harmon
Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 5 stycznia 2017 
Ilość stron: 344







Żeby nie rozpisywać się za bardzo o fabule, napiszę tylko, że akcja książki rozpoczyna się chwilę przed atakiem z 11 września na WTC (ma to spory wpływ życia naszych licealistów). Śledzimy losy kilku bohaterów, Fern, Baileya i Ambrose'a razem z ich przyjaciółmi, początkowo w ostatniej klasie liceum, ale z czasem wykraczamy poza tę przestrzeń.


Tak jak pisałam, powieść mnie zaskoczyła. Nie pamiętając kompletnie opisu i patrząc na okładkę spodziewałam się kolejnej książki, w której piękna dziewczyna kiedyś przeżyła tragedię, jakiś przystojniak zapewne też i teraz pomogą sobie wzajemnie wyzdrowieć.  No i patrząc na okładkę, nie można mi powiedzieć, że nie miałam do tego podstaw. Tak mniej więcej prezentuje się większość okładek NA. Nawet miałam ochotę na coś takiego, więc tym chętniej zabrałam się za czytanie. Tu jednak okazało się już na początku, że mamy do czynienia z licealistami, a takie powieści rozgrywają się zazwyczaj na studiach. Więc już zapaliła mi się lampeczka, że to chyba nie to czego się spodziewam. Później okazało się, że główna bohaterka, Fern, wcale nie jest powalającą pięknością. Jest za to córką pastora (więc ubiera się grzecznie), nosi aparat na zębach, grube okulary i ma niepowstrzymaną burzę rudych loków. Uchodzi w swojej szkole za przeciętną, a może nawet troszkę poniżej tej granicy.

Ambrose, obiekt jej uczuć jest z kolei kompletnym przeciwieństwem. To gwiazda szkoły, ale i miasteczka, w zawodach zapaśniczych, jest przystojny jak model, wysoki, uprzejmy, lubi poezję i nawet umie śpiewać! Nie ma co się dziewczynie dziwić. Nic jednak nie wskazuje, żeby odwzajemniał jej uczucia. 

I tak nam się historia toczy powoli przez pierwsze ok. 150 stron. Poznajemy dzień po dniu ich licealne życia. Wiele się w tym czasie o bohaterach nie dowiedziałam i już zastanawiałam się, czy nie odłożyć książki. Ale stwierdziłam, że chyba jednak gdzieś ta powieść prowadzi, więc dam jej jeszcze 50 stron. Jeśli tam nie stałoby się nic znaczącego lub coś co zapowiedziałoby jakąś akcję, miałabym ją odłożyć. A jednak piszę recenzję. 

Coś się wydarzyło. Tym czymś było ukończenie liceum przez głównych bohaterów i pewna decyzja podjęta przez Ambrose'a i jego paczkę. Chłopcy postanowili zaciągnąć się do wojska i zostali wysłani do Iraku. W przyspieszonym tempie poznajemy ich losy i po kilkunastu, kilkudziesięciu stronach okazuje się, że minęły już dwa lata. Akcja z powrotem przenosi się do Hannah Lake, gdzie wiele rzeczy wygląda teraz zdecydowanie inaczej. 

Niezmiernie denerwuje mnie, kiedy znaczące wydarzenia odbywają się tak późno w książce. Nie chcę wtedy nic spoilerować, ale gdybym nie napisała, że chłopcy pojechali do Iraku, nie miałabym jak odnieść się do reszty książki. Bo tutaj następuje znacząca zmiana w książce. Nie dość, że bohaterowie dorośli, to jeszcze okazuje się, że jednak mają jakieś charaktery i nie są tacy płascy. 

Fern przez te dwa lata pozbyła się aparatu, okulary zamieniła na szkła kontaktowe, a włosom pozwoliła rosnąć jak tylko im się podoba. Czyli, jak możecie się domyślić, już nie jest brzydkim kaczątkiem. Ona sama jednak utknęła w przekonaniu, że nic się nie zmieniło.

U Ambrose'a też sporo się pozmieniało. Nie chcąc zdradzać szczegółów (bez ogółów jednak się nie obędzie...), jego życie i postrzeganie świata zmieniło się o 180 stopni. W końcu zauważa tę biedną dziewczynę, która podkochiwała się w nim od zawsze, ale nie tak łatwo jest się przed nią otworzyć. Na tym ich wątek może zostawię.

Nie wspomniałam jeszcze o Baileyu, którego wymieniłam na początku tekstu... Chłopak cierpi na dystrofię mięśniową i od kilku lat jest przykuty do wózka. To jednak nie sprawia, że staje się zgorzkniały, wręcz przeciwnie. Od zawsze wie, że nie będzie żył tak długo jak inni. Kiedy był dzieckiem, trudno było mu się z tym pogodzić, ale w miarę dorastania coraz lepiej to rozumiał. Wiedząc, że zapewne w przeciągu kilku lat czeka go śmierć, czerpie z życia ile może. Na własny sposób oddaje się swojej pasji, spędza dużo czasu na rozmyślaniu, przez co potrafi dotrzeć do każdego. Poza kilkoma momentami słabości, nie użala się nad sobą i to on zawsze rozśmiesza towarzystwo. Polubiłam go od pierwszych stron. Początkowo myślałam, że to on będzie zakochany w Fern i skończą jako para, ale po kilku stronach książki dowiecie się dlaczego tak się nie stanie. 

Zaczynałam tę książkę myśląc, że będzie to bezmyślne (dla mnie) romansidło. Nie spodziewałam się niczego wielkiego, trochę zachwytów nad przystojniakiem, trochę chichrania się, zapewne kilku łez, kiedy wreszcie dowiemy się przez co przeszli bohaterowie. Jak tak teraz myślę to zachwycałam się Ambrosem, chichrałam się głównie dzięki Baileyowi i wylałam całkiem sporo łez pod koniec czytania. Ale nie było to wszystko co ta powieść skrywa. Mówi o radzeniu sobie z utratą tego, co braliśmy za pewnik, ciągłym dążeniu do celu, widzeniu jasnej strony życia. Pokazuje jak wiele człowiek może znieść i znaleźć w sobie więcej siły, żeby podnieść się i trwać dalej. 

Zazwyczaj nie wypisuję sobie cytatów, ale postanowiłam w tym roku, że jeśli znajdę jakiś ciekawy lub inspirujący, zrobię to. W tej książce jeden akurat rzucił mi się w oczy.


"- Dlaczego straszne rzeczy przytrafiają się tak dobrym ludziom?
- Bo straszne rzeczy przytrafiają się wszystkim, Brosey. Tylko tak bardzo jesteśmy skupieni na sobie, że nie widzimy gówna, z którym zmagają się wszyscy inni."


Podsumowując: jeśli macie ochotę na obyczajówkę ze sporą dozą romansu, ciekawymi bohaterami i głębszym przesłaniem to zdecydowanie polecam Wam tę powieść. Jednocześnie od razu ostrzegam, że akcja rozwija się bardzo wolno i przez pierwszą połowę możecie się trochę nudzić. Jednak, jak dla mnie, druga połowa zdecydowanie nadrabia braki pierwszej :)

Komentarze

  1. Już od dawna chciałabym przeczytać tę książkę :D Może kiedyś się w końcu uda :D

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz